Od trzech lat w Kościele Jerozolimskim IV stacji Drogi Krzyżowej trwa całodzienna Adoracja Eucharystyczna w intencji pokoju. Modlitwę podtrzymuje niewielka wspólnota Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza. Wśród nich jest także Polka - s. Miriam.
Moja rozmówczyni przebywa w Ziemi Świętej od ponad dwóch lat. Pochodzi z Lublina, ze zgromadzeniem związana jest od 16 lat. O swojej „jerozolimskiej przygodzie” opowiada również na blogu. Regularnie zamieszcza na nim ciekawe fotografie i dzieli się swoimi doświadczeniami. Jej życie wypełniają modlitwa, nauka, praca, spotkania z ludźmi i podróże.
- Mój dzień zaczyna się dość wcześnie, od Eucharystii. Potem są śniadanie i modlitwa adoracyjna, a po południu praca w Bibliotece Kustodii Ziemi Świętej. Bywa też odwrotnie: najpierw praca a potem modlitwa, praktycznie do wieczora. Obok modlitwy indywidualnej, wieczorem mamy wspólnotowe Nieszpory i po nich, oprócz wspólnej kolacji, czas wolny. Zazwyczaj jest on wypełniony czytaniem, pisaniem i kontaktem z ludźmi - mówi s. Miriam.
Na modlitwę do Jerozolimy
Od roku Uczennice Boskiego Mistrza organizują w Jerozolimie modlitewny wolontariat. Adoracja prowadzona jest przed Jezusem Eucharystycznym, wystawionym w słynnym Tryptyku Jerozolimskim. Takie miano nosi ołtarz adoracyjny, wykonany m.in. z bursztynu, złota i srebra, przez polskiego artystę-rzeźbiarza Mariusza Drapikowskiego.
- Idea wolontariatu od samego początku towarzyszy adoracji w intencji pokoju. Kiedyś przed Jezusem czuwała w miarę stała grupa ludzi żyjących przez dłuższy czas w Jerozolimie. Teraz są to osoby, które chcą włączyć się w tę modlitwę tylko na jakiś czas. Niektórzy przyjeżdżają na dwa tygodnie, a inni na trzy miesiące. Wszystko zależy od możliwości. Niektórzy przybywają po kilka razy. Wolontariat powstał ze względu na małą liczbę sióstr - początkowo wspólnota składała się tylko z trzech Uczennic Boskiego Mistrza. Było nam trudno adorować przez dziesięć godzin dziennie. Pomyślałyśmy, że dobrze byłoby choć na krótki czas podzielić się z innymi tą łaską bycia i mieszkania w Jerozolimie. Nasz wolontariat daje właśnie taką możliwość. Wolontariusze spędzają w kościele po pięć godzin dziennie. Przez dwie lub trzy modlą się. Reszta czasu poświęcona jest na pilnowanie świątyni, by grupy pielgrzymów, których codziennie jest dosyć wiele, przestrzegały ciszy i odpowiednio zachowywały się przed Najświętszym Sakramentem. Niestety, milczenie w kościele nie dla wszystkich jest czymś oczywistym. Widać to tym bardziej tu, gdzie wśród odwiedzających nasz Kościół są nie tylko chrześcijanie. Wolontariusze za swój wkład nie otrzymują wynagrodzenia, bo inaczej nie byłby to wolontariat, ale praca. Płacą jedynie za przelot i za wyżywienie, o które trzeba troszczyć się we własnym zakresie. My nieodpłatnie udostępniamy im mieszkanie. Do naszej wspólnoty może przyjechać praktycznie każdy. W tej sprawie wystarczy skontaktować się właśnie ze mną. Adres umieszczony jest na stronie www.shalom-miriam.blogspot.com - tłumaczy siostra.
Zainteresowanych tematem tryptyku odsyłamy też na www.tryptykjerozolimski.pl.
Ziemia Jezusa
Kiedy pytam s. Miriam o to, jak przeżywa Boże Narodzenie w Ziemi Świętej, odpowiada, że za każdym razem inaczej. Przyznaje, iż tęskni za polskimi obchodami. - Cudem tych świąt, obchodzonych w Ziemi Jezusa, jest odkrycie, że tak naprawdę nie ma znaczenia, gdzie się je przeżywa; ważne, aby uobecniać je w swoim życiu. Za każdym razem, gdy jestem na pasterce w Betlejem czy na Mszy św. w Grocie Narodzenia, moje myśli biegną do drogich mi osób. Wtedy nie jest ważne, gdzie się przebywa, bo wszyscy jesteśmy przy Nowonarodzonym w naszych sercach - podkreśla.
Na blogu s. Miriam opisuje też swoje podróże. Większość wyjazdów wiąże się ze studiami archeologii biblijnej na Studium Biblicum Franciscanum. Znajomość Ziemi Świętej może też w przyszłości przydać się w oprowadzaniu pielgrzymów. Pobyt w Jerozolimie to również okazja do zapoznania się z tamtejszą kuchnia. Siostra przyznaje, że „w Izraelu jest w czym wybierać i co próbować”. - „Słabość” do jedzenia odziedziczyłam po moim tacie. Oboje lubimy eksperymenty kulinarne. To właśnie on zaraził mnie upodobaniem do dobrego jedzenia i zaciekawieniem tym, co nowe - żartuje moja rozmówczyni.
Językowy zawrót głowy
Gdy pytam s. Miriam o języki obce, odpowiada, że nie postrzegała siebie jako poliglotki. W Jerozolimie zgłębia tajniki hebrajskiego. Przyznaje, że przydałaby się jej również znajomość arabskiego. Na co dzień posługuje się włoskim, angielskim i… polskim. Mówi, że tak naprawdę nie liczy się to, jakiego języka używa, ale czy jest zrozumiana przez odbiorcę.
- Jest zabawnie, kiedy na ulicy zatrzymują mnie pielgrzymi i zaczynamy rozmawiać po angielsku, potem okazuje się, że są Polakami. Takie sytuacje należą do codzienności. Śmieszą mnie rozmowy z Rosjanami (język rosyjski był niestety obowiązkowym w szkole podstawowej, co znaczyło zupełne zignorowanie go w tamtych czasach). Oni mówią po rosyjsku lub hebrajsku, a ja odpowiadam po polsku lub łamanym hebrajskim. Najzabawniejsze jest jednak, kiedy ktoś mówi do mnie po polsku albo po włosku, a ja powtarzam to potem w tym samym języku, zamiast przetłumaczyć na konkretny język - wspomina s. Miriam.
Spełnione marzenie
Za najpiękniejsze i najradośniejsze chwile spędzone do tej pory w Jerozolimie siostra uważa te momenty w święta, podczas których chrześcijanie gromadzą się na wspólnej modlitwie.
- Doświadcza się wtedy jedności tego małego Kościoła. Jest nas niewiele, znamy się i czuje się między nami wspólnotę. Tą jedność, przez swoją wierność posługi w miejscach świętych, potrafią wprowadzić bracia franciszkanie. Inna rzecz, która sprawia mi ogromną radość, to kontakt z Żydami. Zawsze miałam do tego narodu szczególną słabość i moja obecność tu, w Izraelu, to poniekąd spełnione marzenie. Oni mają czasem specyficzne nastawienie do ludzi Kościoła i jeśli uda się im pokazać Kościół w innym świetle niż ich nauczono, to jest to wielka radość. Takie sytuacje mają czasem miejsce w bibliotece, gdzie pracuję. Spotykam tam niesamowite osoby - wyznaje.
Po blogu i wypowiedziach s. Miriam widać, że jerozolimskie klimaty sprawiają jej wiele radości. Kolejne dni przynoszą wciąż nowe odkrycia, niosą ze sobą małe i wielkie doświadczenia, dają powody do wesela, zastanowienia, zdziwienia i smutku. W Jerozolimie mieszają się religie, języki i kolory skóry. Inne są klimat, kultura i obyczaje. Zderzenie tego wszystkiego z polską rzeczywistością przywołuje wiele wspomnień. Będąc w sercu Izraela, s. Miriam przyznaje: „Zawsze i bardzo tęsknię za Polską. Dla mnie bycie Polką to jeden z najpiękniejszych darów od Pana Boga”. Dalszy komentarz jest zbędny…
***
Droga Siostro! W dniu Bożego Narodzenia życzymy Ci owocnego pobytu w Ziemi Świętej. Niech przebywanie oraz praca w miejscach uświęconych szczególną obecnością Boga i przemierzanie dróg, którymi kroczył kiedyś Pan Jezus, przyniosą Ci pożytek doczesny i wieczny. Modlitwa u stóp Mistrza, który jest Drogą, Prawdą i Życiem niech będzie dla Ciebie umocnieniem i radością. Dziękujemy za świadectwo i Twoją obecność w Jerozolimie.
Agnieszka Wawryniuk
Echo Katolickie 51/2011